Wyjazd do Belgii na czekoladowe szaleństwo w okresie Bożego Narodzenia to naprawdę świetny pomysł. Sama Bruksela nie jest dla mnie najpiękniejszym miastem Europy, ale czekoladę mają tam po prostu wyśmienitą, a ilość czekoladziarni jest zdumiewająca,.Sklepy są piękne, przypominają salony jubilerskie i zresztą niektóre wyroby słusznie można nazwać smakowymi i wizualnymi klejnotami.
Najlepsze sklepy znajdują się w centrum Brukseli, ale także innych miastach, w tym mojej ulubionej Brugii, o której napiszę osobno kiedy indziej.
Skąd właściwie wzięła się czekolada? Do Europy przywędrowała z Ameryki Południowej w XVI w , gdzie już 2000 lat temu Majowie i Aztekowie używali ziaren kakaowca do przyrządzania energetycznego napoju.
A dlaczego jest tak popularna akurat w Belgii?
Na szczęście dzisiaj pozyskiwanie surowca jest transparentne, większość manufaktur ma podpisane kontrakty z konkretnymi plantacjami i dba o zasady fair trade.
Na zdjęciu na górze owoc kakaowca, po lewej połówka z widocznymi ziarnami. Ziarno najpierw poddaje się fermentacji, wysuszone eksportuje, a już producent czekolady dokonuje selekcji i prażenia, by wydobyć oczekiwany smak i aromat. Poniżej różne rodzaje czekolady - mleczna ( zawartość kakao nie przekracza 50 %), deserowa ( 50 % - 70 %) gorzka ( minimum 70% miazgi kakaowej ) i biała - bez zawartości miazgi kakaowej, w najlepszych może występować jedynie ok. 30% masła kakaowego.
Moja ulubiona to gorzka. Ostatnio jadłam po raz pierwszy 100 %, jest to rzadkość i tylko dla amatorów, ja wolę max. 95%.
Dobrą czekoladę rozpoznaje się poprzez dotyk, zapach i smak. Powinna być jedwabista, gładka, słodko-gorzka, o aksamitnym aromacie, sama wolno rozpływająca się w ustach...
Taka jest belgijska o czym c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz