fuerta

fuerta

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Hotelowe Recepcje


Znów mam okazję do refleksji na temat pracy recepcji w paru krakowskich hotelach i nie tylko. Pełnię tzw. funkcje kontrolne jako Station Manager dla pewnego niemieckiego biura.

Recepcja - to tu zaczyna się pierwszy kontakt z turystą, właściwie wizytówka hotelu. Czasem jest to niezwykle sympatyczna, naturalnie miła, kompetentna obsługa, niekiedy jednak  zupełnie na odwrót. Z obserwacji wiem, że bywa to zwykle uzależnione od cech osobowościowych właściciela czy managera obiektu. U władczych, zimnych i niekiedy jeszcze nerwowych - załoga jest spięta, uśmiech ( jeśli już) smutny i wymuszony, całkowity brak energii. Pomoc wyłącznie  w zakresie obowiązków, w sytuacjach niejasnych - brak elastyczności i konsultacja w każdej sprawie ze zwierzchnikiem ze strachu przed popełnieniem błędu.
Bywają też przypadki recepcji bezczelnej :) Niekompetentnej, wchodzącej właścicielowi/ managerowi na głowę. Zmęczonej, znudzonej, wszechwiedzącej, tyle, że nie na temat.
Nie przepadam za recepcjami przesadnie z klientami spoufalonymi, no chyba, że jest z drugiej strony na to przyzwolenie, albo jest to np. obiekt typu schronisko młodzieżowe.

Miło kiedy nad recepcją unosi się "to coś" - naturalność, dobra energia, elokwencja, poczucie humoru ( niezbędne w każdej pracy w usługach :) - po prostu jest to zgrany zespół, lubiący siebie i innych ludzi.
Biegła znajomość rozmaitych języków tak naprawdę nie jest najważniejsza, choć oczywiście niezbędna.
Mam teraz hotel, w którym kontroluję największą ilość grup, to niepozorna "sieciówka". Uwielbiają tam recepcję turyści, piloci , no i ja. Na koniec sezonu napiszę gdzie to, teraz nie chcę zapeszyć, choć przecież znam ich pracę od dwóch lat.

I jeszcze - wszystkim właścicielom hoteli i managerom, którzy karzą pracownikom stać przez całe 8 godzin, nawet jak na recepcji nic się nie dzieje, nie ma klientów, radzę  - popracujcie tak tydzień. Zresztą każdy zarządzający hotelem powinien na np. miesiąc popracować na stanowiskach tzw. niższego szczebla, to sprawdzona zasada przy większości biznesów rodzinnych. Wówczas rozumie się i szanuje  pracę innych.


sobota, 11 czerwca 2016

Galeira IV PIĘTRO



GALERIA IV PIĘTRO


Jest to tak zwana "inicjatywa oddolna" zwykłych - niezwykłych ludzi, mieszkańców pewnej kamienicy w centrum Krakowa. Na IV  piętrze klatki schodowej, a właściwie całkiem sporego korytarza, trójka osób o artystycznych duszach wymyśliła galerię. Odbywają się tu kolejne wystawy fotograficzne i nie tylko, a jedno z mieszkań, pełni funkcję salonu artystycznego i to w dosłownym znaczeniu. Piękne, wysmakowane, stworzone do spotkań.

Wczoraj pretekstem była wystawa zdjęć mojej przyjaciółki Ali - z kolejnych wypraw na Sri Lankę. Ala jest już prawdziwą ekspertką tej destynacji, a jej wrażliwość pomaga zatrzymać w kadrze ulotność chwili i piękno egzotyki.
Galeria ma wąskie grono bywalców, więc miło mi bardzo, że się do niego zaliczam.
Cudowna uczta, także w dosłownym znaczeniu, bo zarówno Pani Domu jak i osoby towarzyszące dbają również o fantastyczną oprawę kulinarną.


Kopiujcie proszę takie pomysły !!! 



czwartek, 9 czerwca 2016

Marta i nasza podróż sentymentalna










Marta, fajnie, że mogłyśmy się spotkać i powspominać nieco wspólną podróż po Afryce. Nie zamieszczam tu Twojego ani naszego wspólnego zdjęcia, bo nie wiem czy byś chciała...Za to parę innych fotek- tak, i to był problem, bo nie wiedziałam co wybrać z tysięcy wspaniałych chwil utrwalonych w kadrze. Na czele są jednak lwice, widziałyśmy ich sporo, w Masai - Mara i nad Ngoro-Ngoro.
To był piękny wyjazd, niespieszny, całe półtora miesiące włóczęgi po Kenii, Tanzanii i Zanzibarze z mnóstwem przygód.
Wówczas Zanzibar był jeszcze rajem, niezabudowanym hotelami pięknym zakątkiem, teraz jest już trochę inaczej. Akurat wczoraj dostałam też maila od znajomej ( Polki ), która ma tam dom i o swoim ciekawym życiu pisze drugą książkę, ja też jeszcze na pewno napiszę o Zanzibarze, osobno.
Teraz tylko taka migawka. Byłam tam szczęśliwa, wśród przyrody, prostych, radosnych ludzi. "Pole pole" ( wolno, wolno), to przecież oni są twórcą SLOW.
Pamiętasz jak nasz taksówkarz spóźnił się o 6 godzin i nie rozumiał czemu się denerwujemy ? Pamiętasz jakie było nasze zdziwienie gdy samolot z Zanzibaru do Aruschy odleciał z kolei przed czasem i musieliśmy czekać na następny pół dnia ? Jako powód podano, że ...tak postanowił kapitan, bo nie chciało mu się czekać...:)
Pamiętasz jak Rafael ( na zdjęciu ) tłumaczył, że żadne duchy nie mogą przedostać się do nieba, bo na sawannach hula wiatr ? Pamiętasz zapach małej Moniry, niemowlaka, którego w naszej zanzibarskiej wiosce dawali nam do bawienia ? Mwake malowała nam tatuaże, a Fatuma i Mwanaischa pytały rano co chcemy na kolację, ich mężowie łowili dla nas kraby, ośmiornice i ryby koralowe o turkusowych ościach...To był mój najlepszy SLOW FOOD w życiu. Do tego pilaw lub placki i " herbata" po której dostawaliśmy dziwnego humoru.
Sawanny pełne zwierząt, różowe od flamingów jeziora, zachwyt nad nosorożcem białym, wyprawa pod Mount Meru i zamieszkanie z dwoma niemiecki ornitologami w dawnym domu pani Treppe ( tanzańska Karen Blixen ).
.......

Czekam na Ciebie znowu, pójdziemy na wystawę Maxa Ersta ( MCK Kraków), który czuł się ptakiem. I posiedzimy znowu na pewnym krakowskim dachu, na który turyści docierają rzadko.








poniedziałek, 6 czerwca 2016

Teneryfa





Teneryfa w czerwcu to dobry pomysł. Polecam wybrzeże Costa Adeje. Niezła plaża, czysty, dość ciepły ocean, przyjemne miejsce na wypady rowerem, no i za plecami majestatyczny Pico del Teide,  wulkan o wysokości ponad 3718 m, więc naprawdę dominujący nad całym krajobrazem. Najlepiej widać go z sąsiedniej  Gomery, polecam koniecznie jednodniową wycieczkę promem na tę dość dziką, górzystą wyspę. Podobno lubi się tam wspinać w samotności kanclerz Merkel, a może to tylko reklamowa anegdota ? Schronisk tam mało, hoteli jeszcze mniej. Na wybrzeżu urzekające malutkie San Sebastian.
Sama Teneryfa jest dość zróżnicowana, komercyjna na południu i "prawdziwa" na północy, z dość bujną przyrodą, zwłaszcza w porównaniu do innych Wysp Kanaryjskich.
Zamykam oczy i zamawiam barachitto, okropnie słodką kawę z likierem.
Wieczorem frutti di mare, dobrym wyborem jest choćby dorada w soli.
Czas płynie tu nieśpiesznie. O Kanarach jeszcze na pewno nie raz napiszę...



                      
                          Dorada w soli - moje ulubione danie                
                                                                                                                      "cafe barachito"- bomba
                                                                                                                    kaloryczna po hiszpańsku


niedziela, 5 czerwca 2016

Smoki i smaki





Uwielbiam Kraków, to już chyba jasne dla każdego kto zagląda na tę stronę. Dzisiaj siedzę w najmilszym towarzystwie świata w mojej ulubionej restauracji,  konsumuję niedbale i powoli jak na slow life przystało ( no, naprawdę to uwierzcie wszyscy, że trochę tu żartuję z tego slow ), siedzimy jak zwykle przy otwartym oknie i nagle przed oczami przesuwa mi się wielki czerwony smok. Przez chwilę myślę, że to wegetariański omam w bardzo mięsożernym lokalu...Ale nie, to jeden z uczestników Parady Smoków, 16 - tej już edycji kapitalnej imprezy dla małych i dużych dzieci. Świetny pomysł Adolfa Weltschka z Teatru Groteska, dzień fantazji i zabawy.
Smak i smok. Tak dzisiaj było.


piątek, 3 czerwca 2016

Bycze jądra ( !)


Czy to jeszcze ciekawość, czy jednak już snobizm i celebrycka próżność ? A może po prostu szacunek dla zwierzęcia, które jeśli już się je - to w całości ?
Tak oto wygląda porcja jąder do skonsumowania w znanej restauracji ED RED. Wiem, że robię im tu reklamę, choć podkreślam, że wszelkie uwagi i wpisy na tym blogu są całkowicie obiektywne i takie zawsze będą.
Mistrz Chrząstkowski, znany w kulinarnym świecie daje tu upust wielu fantazjom. Sama siebie uważam za świadomą konsumentkę, ba, smakoszkę, zaimponować mi trudno, na dobrym jedzeniu się znam, choć nie piszę o nim na specjalnych blogach, dość już ich wokół.
Jednak czasem się pokuszę...
Ed Reda znam w wielu odsłonach, wszystko oparte na dobrym produkcie, a dla mnie to właściwie podstawa, o smakach, tak jak i o gustach, trudno dyskutować.
Od wielu lat jestem nieortodoksyjną wegetarianką, co oznacza, że mięso jem bardzo, bardzo rzadko. Płaczę z bezsilności nad losem zwierząt w obozach koncentracyjnych jakimi są współczesne hodowle i staram się nie dokładać swojej cegiełki do ich strasznego losu.
Nie rozumiem natomiast dlaczego jeśli ktoś je mięso, to brzydzi się np. jąder czy modnych ostatnio policzków, a wcina kawał...pupy.
Jądro zaledwie nadgryzłam, w sosie z białej czekolady, z rabarbarem i pistacjami ( wszystko śladowo) może nie tyle nie było w moim smaku, co po prostu właśnie odwykłam od mięsa.
Byliśmy we trójkę, wzięliśmy to danie, jako jedno z wielu do degustacji. Jądra zjadł mężczyzna, niech mu służą :)
I jeszcze...Jest jednak coś erotycznego w tym daniu. Gdybym była tu z NIM wieczorem, gdyby była do tego lampka dobrego wina, gdyby...

czwartek, 2 czerwca 2016

Dzień dziecka


Dzień dziecka - czy celebrowanie tego typu dni ma sens ? Dla mnie to pretekst aby nieco odmienić chwilę, czasem się to udaje dobrze, czasem mniej. Generalnie jestem za celebrowaniem życia, na tym polega też właśnie ( słusznie) modna tendencja SLOW. Dziecko, choć dorosłe, zawsze pozostanie dzieckiem i zawsze potrzebuje miłości.
Ja też jestem dzieckiem, ciągle się nim czuję i nie chcę się tego wstydzić, choć wydaje się to może infantylne. Nie mam już rodziców i bardzo, bardzo mi ich brakuje. Byli dobrymi rodzicami, pełnymi ciepła, dającymi poczucie bezpieczeństwa. Tęsknota za nimi nie mija z wiekiem, zresztą mamę straciłam niedawno i ból po tej stracie chwilami nie pozwala oddychać.
Cóż, skoro sama jestem mamą i  MUSZĘ ...tyle rzeczy. Wiele z nich bardzo chcę.
Tak bardzo brakuje mi tych magicznych słów " nie martw się, wszystko będzie dobrze..."
Trzeba odnaleźć w sobie siłę o której nie miało się pojęcia ...dla dziecka.