fuerta

fuerta

środa, 27 kwietnia 2016

Deszcz

Dzisiaj pada deszcz.
Już miałam powspominać jakieś tropikalne słońce jako antidotum na szarugę ( wiosenną!), ale potem dopadły mnie wspomnienia związane z deszczem, bo przecież lubię deszcz. On to jest dopiero SLOW. Nastraja wyłącznie w ten deseń. Wracam do wspomnień związanych z deszczem. Zamykam oczy i mam pod powiekami tropikalną ulewę w Bogor ( Java); siedzieliśmy z mężem na balkonie przytulnego hostelu i wchłanialiśmy młodość wraz z dźwiękiem gigantycznych kropel walących o niewielki dach. Wraz z nami skryły się pod nim gekony toke, ale nawet jeśli wydawały jakiś dźwięk, to wszystko zagłuszała ulewa.
Najmilsze wspomnienie związane z deszczem mam chyba z Celebesu. Złapał nas ciepły, ale niezwykle mocny podczas górskiej wędrówki. Nie chroniły przed nim nawet specjalne peleryny. Nagle na naszej drodze pojawił się nie wiadomo skąd tubylec - zasuszony staruszek, który gestem zaprosił nas do swojego domu. Schronienie okazało się niezwykle ubogie, nie było w nim żadnych sprzętów, po prostu klepisko. Po jakimś czasie pojawiła się kobieta z tacą i dwiema czarkami herbaty, a za nią...cały zastęp dzieci, może z 20. Nie mam pojęcia skąd się wzięły, bo nie byliśmy w wiosce, domy były porozrzucane w dużej odległości od siebie. Po wypiciu paru łyków ( tak naprawdę nie było nam zimno) próbowałam nawiązać z nimi jakiś kontakt. Nikt nie znał żadnego europejskiego języka. Na próżno rysowałam patykiem mapę Europy i Polski, widać było, że nic z tego nie rozumieją. I nagle olśnienie - może coś zaśpiewam ? Tu trzeba wspomnieć, że jestem absolutnym antytalentem i wymagało to z mojej strony sporo determinacji. Przyszła mi do głowy najprostsza możliwa piosenka - "Panie Janie" i ...to było coś niezwykłego. Jak tylko zaczęłam na wszystkich twarzach pojawiło się uwielbienie i radość, wszyscy zaczęli ze mną śpiewać, ja po polsku, oni w jakimś swoim narzeczu. Ponieważ dobrze nam szło, po jakimś czasie utworzyłam chórki " na głosy" i tak śpiewaliśmy jedno i to samo chyba przez dobrą godzinę, jak w jakimś radosnym transie aż przestało padać.
"Kiedy pada dzieci się nudzą"...?Nie zawsze.

Inny cudowny ulewny dzień na Półwyspie Helskim.Moi znajomi zaprosili mnie na przyjęcie urodzinowe do swojego camperu. Pojechaliśmy nim do mariny w Jastarni, za oknem pusty, skąpany w deszczu port i my w środku, bezpieczni, weseli, ze swoim własnym światem na parę godzin oderwani od rzeczywistości.
A ulewa w Badlans ( USA ) ? Nocna burza zdawała się porywać wszystko wokół i jak się rano okazało byliśmy jednymi z nielicznych, którym nie wyrządziła większych szkód.
Albo...nie, na dzisiaj koniec. Kot zwinął się w kłębek, jest szczęśliwy, też lubi deszcz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz