fuerta

fuerta

piątek, 29 kwietnia 2016

WYROSTEK WIOSENNY ?


Wokół piękna wiosna, a moja córka w szpitalu z podejrzeniem zapalenia wyrostka...
Zżerają mnie nerwy, jak każdą matkę w takiej sytuacji. Czuję jednak, że wszystko będzie dobrze..., musi.
Sama miałam parę takich "akcji", najbardziej "egzotyczną" na Bali. Skręcałam się z bólu, mąż pocieszał mnie, że w Singapurze świetnie mnie zoperują ( on to umie pocieszyć !) . Wezwany lekarz słabo znał angielski, wypisał jakąś receptę, mąż wykupił dość szybko lek, który miał opis wyłącznie po...chińsku. Wzięłam dużą, zalecaną dawkę i ...przeszło mi po paru godzinach. Lekarz przyszedł jeszcze raz i jako dodatek do honorarium usypał sobie garść moich tabletek. Zresztą, jak się okazało, nie były mi już potrzebne. To skrócona wersja historii. Prawda jest taka, że w rozmaitych trudnych chwilach i problemach - zawsze polegam na wiedzy miejscowych, do tej pory się nie zawiodłam.

Niech ten wyrostek wiosenny natychmiast znika !

środa, 27 kwietnia 2016

Deszcz

Dzisiaj pada deszcz.
Już miałam powspominać jakieś tropikalne słońce jako antidotum na szarugę ( wiosenną!), ale potem dopadły mnie wspomnienia związane z deszczem, bo przecież lubię deszcz. On to jest dopiero SLOW. Nastraja wyłącznie w ten deseń. Wracam do wspomnień związanych z deszczem. Zamykam oczy i mam pod powiekami tropikalną ulewę w Bogor ( Java); siedzieliśmy z mężem na balkonie przytulnego hostelu i wchłanialiśmy młodość wraz z dźwiękiem gigantycznych kropel walących o niewielki dach. Wraz z nami skryły się pod nim gekony toke, ale nawet jeśli wydawały jakiś dźwięk, to wszystko zagłuszała ulewa.
Najmilsze wspomnienie związane z deszczem mam chyba z Celebesu. Złapał nas ciepły, ale niezwykle mocny podczas górskiej wędrówki. Nie chroniły przed nim nawet specjalne peleryny. Nagle na naszej drodze pojawił się nie wiadomo skąd tubylec - zasuszony staruszek, który gestem zaprosił nas do swojego domu. Schronienie okazało się niezwykle ubogie, nie było w nim żadnych sprzętów, po prostu klepisko. Po jakimś czasie pojawiła się kobieta z tacą i dwiema czarkami herbaty, a za nią...cały zastęp dzieci, może z 20. Nie mam pojęcia skąd się wzięły, bo nie byliśmy w wiosce, domy były porozrzucane w dużej odległości od siebie. Po wypiciu paru łyków ( tak naprawdę nie było nam zimno) próbowałam nawiązać z nimi jakiś kontakt. Nikt nie znał żadnego europejskiego języka. Na próżno rysowałam patykiem mapę Europy i Polski, widać było, że nic z tego nie rozumieją. I nagle olśnienie - może coś zaśpiewam ? Tu trzeba wspomnieć, że jestem absolutnym antytalentem i wymagało to z mojej strony sporo determinacji. Przyszła mi do głowy najprostsza możliwa piosenka - "Panie Janie" i ...to było coś niezwykłego. Jak tylko zaczęłam na wszystkich twarzach pojawiło się uwielbienie i radość, wszyscy zaczęli ze mną śpiewać, ja po polsku, oni w jakimś swoim narzeczu. Ponieważ dobrze nam szło, po jakimś czasie utworzyłam chórki " na głosy" i tak śpiewaliśmy jedno i to samo chyba przez dobrą godzinę, jak w jakimś radosnym transie aż przestało padać.
"Kiedy pada dzieci się nudzą"...?Nie zawsze.

Inny cudowny ulewny dzień na Półwyspie Helskim.Moi znajomi zaprosili mnie na przyjęcie urodzinowe do swojego camperu. Pojechaliśmy nim do mariny w Jastarni, za oknem pusty, skąpany w deszczu port i my w środku, bezpieczni, weseli, ze swoim własnym światem na parę godzin oderwani od rzeczywistości.
A ulewa w Badlans ( USA ) ? Nocna burza zdawała się porywać wszystko wokół i jak się rano okazało byliśmy jednymi z nielicznych, którym nie wyrządziła większych szkód.
Albo...nie, na dzisiaj koniec. Kot zwinął się w kłębek, jest szczęśliwy, też lubi deszcz.

wtorek, 26 kwietnia 2016

Jeszcze o pociągu do Szwajcarii i pociągach w ogóle.

Jeszcze o Szwajcarii, a właściwie sposobie podróżowania. "Powiedz mi jak lubisz podróżować, a powiem Ci kim jesteś..." W moim przypadku totalny chaos. Uwielbiam wszelki luksus, ale i prostotę. Podróżowałam oczywiście samochodem, samolotem, statkiem, luksusowym promem ( Silver Sea ) i prymitywnymi łódkami, czółnami itp. Bardzo lubię rower, mało znam podróżowanie na motorze, nie przepadam za camperem.  Za to pociąg, zwłaszcza "pod specjalnym nadzorem"...Ogólnie środki komunikacji lokalnej pozwalają lepiej na poznanie kraju. Kupcie więc Swiss Pass i jeździcie do woli. Nie ma nic cudowniejszego niż leniwie przesuwające się widoki zza okna przytulnego pociągu. Bagaż jedzie z nami lub możemy nadać go do docelowego hotelu. Trasę wybieramy dowolnie, pociągi jeżdżą często i punktualnie.
Podobnie dobrze wspominam podróżowanie po krajach Beneluxu. Objechałam je z moją córką wyłącznie pociągami. A pociągi w krajach pozaeuropejskich...to całkiem inna historia. Marzę od jakiegoś czasu o podróży do Japonii i przejechaniu się shinkansenem. Bo przecież jeszcze nie byłam wszędzie i całe szczęście...Że sjinkansen nie jest w stylu slow ? Dla mnie tak, bo choć szybki, to lokalny, jednak. A pośpiech mamy tak naprawdę w głowie. W najszybszym pociągu świata też można cieszyć się chwilą.
W Szwajcarii na pewno. Sielskie widoki za oknem temu sprzyjają. Najbardziej rozbrajają wszechobecne krowy, które tu naprawdę mają dobrze. A zwłaszcza w porównaniu...

poniedziałek, 25 kwietnia 2016


Pięknie. W dole wiosna a na górze śnieg i lód. A nawet pałac lodowy, wspaniały. Tunele lodowe z rzeźbami, świetna zabawa dla każdego. Głównie Azjatów, bo tych najwięcej. Na Jungfrau wjeżdżamy kolejką zębatą. Nawet ta dość konkretna ingerencja w przyrodę jest jakaś po szwajcarsku dyskretna i nie nowobogacka, koleżanka rzuca, że " można to Szwajcarom wybaczyć'.
Na szczycie przeszklona restauracja, jemy nieśpiesznie pyszny obiad, kuchnia szwajcarska. Powoli staję się też fanką naprawdę dobrego, białego szwajcarskiego wina, nie polecę nazwy, nie pamiętam.
Na patelniach rosti, jedna z wariacji ziemniaczanych zapiekanek. Przy tak sycącym jedzeniu nawet nie da się spieszyć.

Interlaken sprzed tygodnia. To nie jest najlepsze zdjęcie, ale nie skupiam się na tym, ot chwila na mostku. Wdycham głęboko powietrze. Jaka ulga po krakowskim smogu.
Za chwilę ruszymy najwyżej położoną w Europie górską kolejką na Top of Europe - Jungfrau, ponad 3454 m n.p.m.

Koniec jest moim początkiem


Ostatni wyjazd niech będzie moim początkiem. Początkiem ruchu SLOW TOURISM. Na listę wpisuję Szwajcarię. Właśnie z niej wróciłam i był to zaledwie krótki wypad w gronie przypadkowych ludzi, a jednak poczułam, że to jest to - przyjazne państwo, dbające na każdym kroku o ekologię. Elegancka prostota, krystalicznie czyste powietrze, wspaniała przyroda. Już mogę tam polecić parę hoteli, choć zamierzam jeszcze penetrować dalej.
"Koniec jest moim początkiem" to jedna z moich ulubionych książek Tiziano Terzianiego, "włoskiego Kapuścińskiego", kto nie czytał, niech szybko nadrabia tę zaległość.

Chcę smakować turystykę. Tę daleką i bliską, nawet całkiem - krakowską.